Hrubieszowszczyzna ’42 – polska prasa o działaniu sowietów


Bardzo ciekawy dokument z czerwca 1942 roku - artykuł prasowy polskiego podziemia, przesłany premierowi polskiego rządu na uchodźstwie do jego wiadomości.
Na co warto zwrócić szczególną uwagę?
O tym piszemy na końcu. Najpierw dokument.
Podkreślenia zostały wprowadzone przez nas.



WYCIAGI Z TAJNEJ PRASY KRAJOWEJ. - W.R.N. z 22 czerwca 1942 r. Nr. 11./93 Rok IV.





Lubelskie w pożodze ognia i krwi.


Od stycznia r.b. dywersja komunistyczna obrała sobie za teren operacyjny cztery powiaty: zamojski, hrubieszowski, chełmski i janowski. Dywersanci grasowali nocami po wsiach, rekwirowali żywność, ubrania i podwody, wykonywali pojedyncze akty terrorystyczne, zabijając żandarmów lub chłopów, którzy w obawie przed terrorem niemieckim odmawiali dywersantom noclegu. Ostatnim poważniejszym wyczynem dywersantów był napad na stację kolejową Kanie, gdzie zresztą wbrew świadomie stworzonej legendzie spalono tylko trzy wagony słomy /nie zaś jakiś wielki transport wojskowy i zabito maszynistę Polaka, który nie chciał prowadzić parowozu na zderzenie z nadchodzącym pociągiem. 


Okupanci niemieccy od stycznia do maja zachowywali się biernie. Dopiero w pierwszych dniach maja rozpoczęli tzw. akcję „oczyszczania terenów z band”. Zgromadzono tysiące policjantów niemieckich i „polskich”, formacje SS i SA, puszczono na wieś setki agentów gestapo, zamknięto drogi i szosy prowadzące do miast, oddziałami policji uzbrojonej w karabiny maszynowe, przeprowadzono obławy w Chełmie, Zamościu, Hrubieszowie i Krasnymstawie, aresztując ponad dwa tysiące ludzi, rozrzucono nad miastami i wsiami z aeroplanów ulotki w językach polskim i ukraińskim pod tytułem: „policja wkracza”. W ulotce tej zapowiedziano, że od 10 maja policja przystępuje do „likwidacji” band, z którymi część ludności miejscowej współdziałała, wobec czego wzywa się wszystkich mieszkańców pod groźba srogich kar, aby do dnia 18 maja donieść najbliższym posterunkom wszystko co się wie o bandach. Odezwa nosi podpis komendanta policji. 


I rzeczywiście. Od 10 maja rozpoczął się nie tyle pogrom band dywersyjnych, ile krwawy samosąd nad miejscową ludnością wiejską. We wszystkich wsiach, gdzie zaszły przed tym wypadki aktów terrorystycznych lub też gdzie dywersanci zabierali chłopom żywność, aresztowano wszystkich mężczyzn. Cześć z pośród aresztowanych zbóje niemieccy rozstrzeliwali partiami na miejscu po dziesięć - czterdzieści osób. Resztę przewieziono do obozu koncentracyjnego w Lublinie na .Majdanku. Kobiety wraz z dziećmi wywieziono na roboty do Niemiec. Natomiast w tych wsiach, w których chłopska ludność pouciekała do lasu, czy innych odległych wsi, Niemcy wypędzali kobiety i dzieci z domów i podpalali wieś w kilku punktach pilnując, by doszczętnie spaliła się . Gdy kto z ukrytych przed aresztowaniem próbował uciekać z płonących domów, był bezlitośnie zabijany. W ten sposób spalono i zamieniono w pustynie w przeciągu pierwszego tygodnia dwadzieścia wsi i akcja taka w wymienionych powiatach trwa. 


Jak dotąd bohaterscy bandyci niemieccy akcje swoją ograniczają tylko do zamieniania tej dzielnicy Polski w pustynię. Do lasów nie wchodzą. Tylko w paru punktach na skrajach lasów doszło do potyczek z dywersantami. I tu Niemcy wysuwali zawsze na pierwsze linie policję „polską” lub taż ograniczali się do ostrzeliwania lasu z daleka. Z potyczek tych przywieziono do Lublina 50 zabitych Niemców, w tym jednego majora SS. Granatowych policjantów grzebią na miejscu. 


W początkach czerwca akcja aresztowania chłopów została rozszerzona na wsie oddalone od lasów, w których były gniazda dywersantów, w promieniu 20-40 km. W ten sposób wytępienie ludności polskiej i ukraińskiej zatacza coraz szerszy krąg, a towarzyszą im co dzień szerszy horyzont zajmujące łuny pożarów wsi polskich, palonych przez niemieckich barbarzyńców. 


Cała dywersyjna akcja sowiecka dała więc w swoim wyniku tylko kolosalne zniszczenie ludności, nie wyrządzając żadnych poważniejszych szkód niemieckiej okupacji. Rezultat ten łatwo było zresztą przewidzieć i ostrzegaliśmy na tym miejscu. przed tą akcją komunistyczną, noszącą wszystkie cechy prowokacji. 


Jak wiadomo sprzeciwiały się podobnej działalności wszystkie organizacje polskie. Wystąpił przeciwko niej również rząd polski. Któż wiec ponosi za tą całą tragedię odpowiedzialność? 


Odpowiedzialnością tą obarczona jest partia komunistyczna, która oczekuje oddziałów dywersyjnych, iż staną się jej bojówką, torującą drogę do uchwycenia władzy i oddania Polski w podarunku Rosji Sowieckiej. Za tą obłędną politykę komunistów płaci teraz chłop i robotnik z okolic objętych akcją dywersyjną. I niech nie zaciemnia tego stanu rzeczy bestialstwo Niemców. Katom niemieckim dostarczają polskich i ukraińskich ofiar komunistyczni prowokatorzy. 

     FORPOCZTA NKWD 


Nie na terenach sowieckiej Ukrainy i sowieckiej Białorusi, nawet nie na terenach Wołynia, Małopolski Wschodniej czy Polesia, gdzie ludność jest pod względem narodowościowym mieszana, ale właśnie w Lubelszczyźnie, w Siedleckim, a nawet w Kieleckim organizują Sowiety swoje oddziały partyzanckie. Kierownikami tej akcji są nasłani z Sowietów instruktorzy, a głównym materiałem ludzkim jeńcy rosyjscy, którym bądź udało się uciec z niewoli bądź też zostali z niej wydobyci przez wcześniej zorganizowane oddziały dywersyjne. 


Ten wybór miejsca operacji sowieckich oddziałów partyzanckich świadczy wyraźnie, że z jednej strony tereny, gdzie ludność miejscowa poznała Sowiety podczas okupacji nie nadają się do rozwinięcia sowieckiej propagandy, z drugiej zaś, że tej akcji przyświecają nie tyle cele militarnej walki z Niemcami, ile raczej określone zadania polityczne. Nie chodzi tutaj o przeciwdziałanie koncentracji sił niemieckich i nawiązanie łączności, bowiem bezczynność owych osławionych partyzantów w tym zakresie. Wzbudza powszechną już uwagę. Oddziały te zadowalają się samym trwaniem na terenie i nic nie znaczącymi manewrami. Huczy natomiast wokół nich propaganda komunistyczna, wykorzystująca nasze pragnienie walki z Niemcami dla utworzenia atmosfery przychylnej dla sowieckich oddziałów w Polsce. To właśnie jest główną rolą partyzantki sowieckiej na naszych terenach. Mają one przyzwyczaić opinie polską do obecności oddziałów sowieckich na teranie przystrajając je w aureole wybawicieli od Niemców. 


Sowieckie oddziały partyzanckie są narzędziem sowieckiej polityki w Polce, zbrojnym ramieniem tej samej akcji politycznej, która prowadzi Sowietów, powołana do życia komunistyczna tzw. Polska Partia Robotnicza, która to jawnie propaguje wcielenie Polski do Związku Sowieckiego. Sowieckie oddziały dywersyjne mają zadania bojówek komunistycznych, które zostaną uruchomione w stosownej chwili jako siła zbrojna komunistycznego puczu, mającego samookreślić Polskę jako prowincję państwa Josifa Larionowicza Stalina. 


Pod skrzydłem armii czerwonej udało się to agentom NKWD na terenie Litwy, Estonii i Łotwy. Dzisiaj Stalin z całym cynizmem mówi o tych krajach jako o samowolnie włączonych do państwa sowieckiego. Partia komunistyczna w Polsce wraz z oddziałami dywersyjnymi sowieckimi ma za zadanie przeprowadzić to samo w Polsce. 


Akcja komunistyczną opłaca dzisiaj krwi; daremnie przelaną przede wszystkim chłop polski, na którym wywiera piekielną zemstę za sowiecką akcję hitlerowski bandyta. Cała polska opinia zdecydowanie wypowiedziała się w tej sprawie. Ale nie wystarczy tu tylko wypowiedz, i odgrodzenie się od sowieckiej .prowokacji. 


Trzeba pilnie śledzić całą akcje zarówno na teranie politycznym jak i wojskowym, stanowczo jej przeciwstawiając się na każdym kroku. Trzeba być tez w pogotowiu, by ewentualną próby sowieckiego puczu stłumić w samym zarodku. 

Pismo  gen. Sikorskiego do min. Mikołaczyka o proteście przeciw desantom rosyjskim w Polsce (zał. depesza szyfr Wrzosa nr 43 z 9.11.1942 o desantach rosyjskich na ziemiach polskich).
Spis dokumentów z teczki Archiwum Instytutu im. Sikorskiego w Londynie.


Nasze uwagi:

1.
W tym tekście zwraca się szczególną uwagę na prowokacyjną działalność czerwonych partyzantów (zazwyczaj dobrze wyszkolonych funkcjonariuszy NKWD), których już wtedy Moskwa przerzucała do Polski...

Jeżeli na terenie Polski oddziały NKWD były jednoznacznie uznawane za bezpośrednią przyczynę terroru niemieckiego, to dlaczego w Polsce nie zauważa się tych samych mechanizmów przyczynowo-skutkowych, gdy chodzi o Wołyń albo Polesie? Polskie Państwo Podziemne zauważało te związki już w czerwcu 1942 roku na Zamojszczyźnie i Hrubieszowszczyźnie czy ogólnie „Lubelszczyźnie”. W roku 1943 pisano też o roli sowietów na Wołyniu. Dziś większość polskich historyków robi wszystko, żeby tych związków nie zauważyć, a niewygodne teksty źródłowe pominąć.

W czerwcu 1942 roku oddziałów NKWD na Wołyniu nie było (co najwyżej pojedynczy agenci). Oddziały zaczęły się tam pojawiać dopiero w sierpniu, a ich działalność stała się poważnym problemem dopiero jesienią i zimą. Tamtejszym oddziałom Sudopłatow dawał nieco inne zadania, nieco inne były ich cele i metody, ale prowokacyjny charakter ich działalności jest niewątpliwy. Miedwiediew ze swoimi oddziałami pojawił się na Wołyniu jako przyjaciel Polaków - jako ten, który razem z Polakami będzie niszczyć „ukraińskich faszystów”, jako ten, który wyzwoli Polskę spod niemieckiej okupacji i raz na zawsze rozwiąże problem ukraiński na terytorium „polskich kresów”. Polaków na „kresach” witał słowami „niech żyje Polska”, a jego witano w polskich wioskach chlebem i solą. Najsłynniejsza polska „placówka samoobrony” i jej dowódca – Cybulski, jeden z wielu „uciekinierów” z sowieckich niewoli - bezpośrednio podlegał właśnie Miedwiediewowi. To właśnie on wyznaczył Cybulskiego (za pośrednictwem Sobiesiaka), do zorganizowania tej placówki.

Dokładnie z takimi wytycznymi pojawiali się na Wołyniu inni „partyzanci” NKWD. Wszyscy oni doskonale wiedzieli, jak zachowywać się wobec Polaków, a jak wobec Ukraińców. Doskonale wiedzieli, co komu trzeba obiecywać. Stalin doskonale wiedział, jak może grać na polskich „kresowych” nastrojach i na ukraińskich dążeniach niepodległościowych. Doskonale wiedział, jak wykorzystywać poczucie krzywdy, panujące w najbiedniejszych warstwach ukraińskiego społeczeństwa na Wołyniu, a tym bardziej na południowo-wschodnim Polesiu. Wiedział, jak wykorzystać to, co działo się w tamtejszym ukraińskim społeczeństwie - w społeczeństwie, które w swej masie niezbyt było przychylne nacjonalistom. Było to miejsce niezbyt nadające się do rozpoczęcia „z góry zaplanowanego ukraińskiego powstania”.

Stalin jednak, mając rozbudowaną agenturę tak w polskim, jak ukraińskim ruchu oporu, potrafił rozpalić polsko-ukraiński konflikt do poziomu totalnej anarchii i okrutnych rzezi. To on decydował, gdzie się zacznie – nie Polacy, nie Ukraińcy.


Dziś w polskiej „polityce historycznej” obowiązuje narracja, którą złośliwie lecz trafnie można sprowadzić do takiej tezy: „Banderowcy już w latach 30-tych (na wiele lat zanim w ogóle zaistnieli) planowali okrutne wymordowanie polskiej ludności, i w roku 1943 trochę z głupoty, trochę przez przypadek, a trochę dla fantazji postanowili zacząć właśnie tam, gdzie pojawili się sowieci. Natomiast tam, gdzie sowietów nie było, postanowili zostawić polską ludność w spokoju aż do lata, a nawet do następnego roku. To, że na tych początkowo spokojnych terenach hulała polska policja wraz z «samoobroną» i z Niemcami, oczywiście nie miało żadnego znaczenia, bo banderowcy rzeź, jako się rzekło, zaplanowali już przed wojną.”.


2.
W tekście mówi się o tym, że niemieckie mordy i represje dosięgały tak Polaków jak Ukraińców... To był dopiero początek sowieckich prowokacji i mowa jest o terenach dzisiejszej Polski, ale nietrudno zrozumieć, że podobnie było na Wołyniu. Z tą różnicą, że tam prowokacje odbijały się niemieckim terrorem przede wszystkim na ukraińskiej ludności cywilnej, choć też nie tylko. Za przykład może posłużyć choćby Jarynówka-Paniowe, gdzie w masowym grobie razem spoczywają Ukraińcy i Polacy. Każdy z łatwością dostrzeże podobieństwa.

Wracając do wątku sowietów. Przypomnijmy choćby słynnego Kuzniecowa - sowieckiego agenta (podległego bezpośrednio Miedwiediewowi). Ten „as wywiadu” otoczył się (w swojej nie tyle wywiadowczej, co dywersyjno-terrorystycznej działalności) także miejscowymi Polakami. Ich działania (opieramy się tylko na tym, co o nim wiemy, choć cała jego działalność jest w Rosji nadal utajniona i jego teczki wciąż są niedostępne) pociągnęły za sobą masowe rozstrzeliwania ludności cywilnej – ludności przeważnie ukraińskiej.

Kuzniecow - Bal przebierańców na Wołyniu


3.
W dokumencie jest również mowa o wykorzystywaniu przez Niemców polskich policjantów do pacyfikacji polskich i ukraińskich wiosek. Znamienne, że nie wspomina się w tym tekście o sprawstwie Ukraińców - policjantów. Dla mordowanych Polaków „granatowi” policjanci byli co najwyżej zdrajcami. Dla mordowanych Ukraińców byli jednak przede wszystkim Polakami. Cały czas mówimy o połowie roku 1942. Nie zamierzamy dowodzić, że „Hrubieszowszczyzna 42” miała duży bezpośredni wpływ na wypadki wołyńskie. Nie zamierzamy dowodzić, że „Wołyń” był odwetem za „Hrubieszowszczyznę”. Owszem, na Wołyń dochodziły wieści z zachodu, ale raczej nie były one czynnikiem decydującym. W Polsce też nikt już (na szczęście) nie twierdzi, że Mołożów (maj 1943) i inne tego rodzaju zbrodnie, był odwetem za Wołyń. Chodzi nam tylko o to, żeby czytelnik zrozumiał, jakie mechanizmy zadziałały na zachodnim skraju i na wschodnim skraju terenu objętego polsko-ukraińskim sporem i konfliktem. I tu, i tu pojawili się sowieci. I tu, i tu byli zapalnikiem inicjującym tragedię.

Czy ta kwestia jest w ogóle brana pod uwagę przez polskich historyków, gdy próbują odpowiadać na pytanie „kto zaczął”? Nie zauważamy w ich twórczości niczego podobnego. Widzimy tylko rozpaczliwe próby zasugerowania czytelnikowi, że działania sowietów i zwłaszcza współpraca sowiecko-polska na Wołyniu była skutkiem, a nie przyczyną tragedii.


4.
Ten, jak wiele innych polskich dokumentów, należy do tak zwanych „dokumentów niewygodnych”. W Polsce raczej rzadko wyciąga się je na światło dzienne. Po co wspominać o używaniu Polaków do pacyfikacji w 1942 roku? Po co przypominać o działaniach sowietów przez rokiem 1943? Polscy historycy gorliwie, choć bezskutecznie poszukują dokumentów, które mogłyby potwierdzić teorię „zaplanowanego ludobójstwa”. O działalności sowietów na początku najbardziej krwawej fazy polsko-ukraińskiego konfliktu wolą nie wspominać. Po prostu, w Polsce za to się nie płaci – raczej karze.

My jednak będziemy systematycznie publikować mniej znane i „niewygodne” polskie dokumenty.

                                                                                              Zespół „Dobrodziej”




Źródło:

Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie
Prezydium Rady Ministrów. Osobiste archiwum premiera (1939 - 1945)
Teczka z zaprezentowanym dokumentem:

Коментарі